Wyspy Fidzi… Dla wielu ludzi – synonim konca swiata, i raju
pod palmami, za ktory placi sie wielkie pieniadze. Koniec swiata – zgoda – z
Europy dalej juz poleciec nie mozna. Raj – o tym za chwile – ale… Nawet z
poziomu zimnej Polski – gdy pomysle o Fidzi, robi sie cieplej, i jakos tak
jasniej, nawet w najbardziej pochmurny dzien J
Tylko te wielkie pieniadze… 99%
turystow, ktorzy odwiedzaja Fidzi, udaje sie do niesamowitego skupiska kurortow
i pieciogwiazdkowych hoteli,
znajdujacych sie wyspach Yasawa. Tam krecone byly takie filmy jak Blekitna Laguna, Bunt na Bounty, Cast
Away etc etc. Ceny za noc siegaja wielu tysiecy dolarow. Kogo na to stac? No
wlasnie – nie mnie. Chce przyleciec na Fidzi, I dziennie wydawac nie wiecej niz
40 $. Niemozliwe? Mozliwe! Jest w koncu ponad 300 wysp do wyboru… Niskobudzetowosc
okazala sie w tym wypadku kluczem do jednych z najpiekniejszych dni, jakie
kiedykolwiek spedzilem… W trakcie
poszukiwan pod tytulem : “jak tanio ugryzc Raj” trafiam na “backpackerska”
wysepke o nazwie Caqalai. Nalezy ona do Kosciola Metodystow, I pracuje na niej
kilku miejscowych ludzi, zapewniajacy gosciom biezaca wode, 3 posilki dziennie,
mieszkanie w tradycyjnych fidzyjskich
chatach, prysznice oraz toalety pod palmami. Snorkelling i bajeczne plaze w
cenie. Wszystko to za 34 $ dziennie. Bzmi jak cos dla mnie, i nie namyslajac sie
dlugo, postanawiam tam dotrzec. Laduje w miescie Nadi, na zachodzie glownej wyspy, dotrzec zas musze najpierw do
stolicy – Suvy, znajdujacej sie po drugiej stronie “mainland”, gdzie spedze
jeden dzien, zeby rozejrzec sie, jak wyglada
najwieksze miasto Fidzi. Nic nie jest jednak takie proste! Slyszalem legendy o
tzw “Fiji time”. Znaczy to tyle, ze mozna zapomniec o europejskim pojmowaniu
czasu – Fidzyjczykom nigdzie i po nic
sie nie spieszy, a wszelkie proby naciskania na nich sa odbierane jako
grubianstwo I brak dobrego wychowania. I co? I juz w samolocie jest mi dane
odczuc na wlasnej skorze definicje Fiji Time : ) Zaraz po tym jak totalnie zachwycam sie
gorzystym (bardzo!) Fiji z lotu ptaka, i niesamowicie blekitnymi lagunami,
samolot laduje, i… Dociera do nas informacja, ze sa problemy z otwarciem drzwi,
ale zeby nie przejmowac tym faktem, bo doslownie za 10 minut bedzie po
problemie. W miedzyczasie zas.. prosi sie nas o “enjoy the Fiji time” :
) Coz.. po ponad 20 godzinach lotu z Bali i Hong Kongu , postanawiam zamowic jedno
piwo… Drugie… Fiji time trwa : ) Po poltorej godziny i trzech piwach
zmieszanych ze straszliwym jet lagiem, w znakomitym nastroju czynie pierwszy
krok na Ziemii Obiecanej : ) Co za ulga po piekielnych mekach azjatyckich! Kimat
jest wrecz stworzony dla czlowieka – nie za goraco, nie za chlodno… 28 stopni
przez caly rok, i delikatna bryza w pakiecie. Wow! Czekaja mnie 4 godziny w autobuie, w
drodze do stolicy… Pierwsze wrazenia? Nie. Wcale nie powalajaco slodkie.
Kobiety i dzieci sa bardzo bardzo mile – usmiechaja sie, dzieci wpatruja sie we
mnie jak w najciekawszy obiekt pod sloncem. Gorzej z mezczyznami. Nie robia mi
zadnej krzywdy, nie wpatruja sie, ale… W
pierwszych godzinach czuje wrecz paralizujacy respekt w stosunku do nich.
Czysto fizyczny – sa bowiem ogromni, wielcy, i posiadaja rysy twarzy ktore
dodaja im fizycznej grozy polinezyjskich wojownikow : ) Pierwszego wrazenia nie
lagodza nawet namietnie noszone przez nich koszule w kwiaty – modowy numer
jeden na Fidzi. Ze wszystkich autobusow saczy sie Reggae i wesola muzyka
polinezyjska, co w polaczeniu z milionami mijanych palm kokosowych wywoluje u
mnie nieschodzacy wykwit usmiechu : ) W momencie, kiedy przekonuje sie, ze nikt
nie chce uzyc swej sily w stosunku do mnie (a wrecz przeciwnie – uzywaja swej
sily jedynie do poklepywania mnie po plecach) – zaczynam czuc sie tutaj jak w
domu. Juz wiem, ze nie bedzie latwo stad wyjechac – a nie dotarlem jeszcze
nawet do swego miejsca przeznaczenia… W
Suvie mieszkam w pokoju z Tongijczykiem, Samoanczykiem i mieszkanka Wysp Salomona – co za towarzystwo! Czuje
sie jak na innej planecie – nie ma ludzi ze “standardowych” krajow. Ucieczka od
rzeczywistosci… Na ulicach zasypywany jestem przez usmiechy i tradycyjne
fidzyjskie powitania: “Bula”. Nie czuje sie gwiazda rocka, jak w Indiach –
okazuje mi sie raczej umiarkowane, bardzo zyczliwe zainteresowanie. Stolica Fidzi posiada duzy port, jedna glowna
ulice, ogromny stadion do Rugby, i mini centrum handlowe. Mieszka tutaj ok 170
000 ludzi. Nie widac biedy i zebractwa, choc mezczyzni lubia pic alkohol – z braku
pracy i zajecia. Wszystko to jednak w beztroskiej atmosferze Wysp Szczesliwych
: ) Absolutnie nie czuje zagrozenia, wedlug przewodnikow – obecnego w Suvie.
Czasami zastanawiam sie – czy to ja jestem dzieckiem szczescia, czy to turysci
sa tak sparalizowani strachem. Generalnie luz, luz, i jeszcze raz luz. Nkt nie
probuje mi niczego sprzedawac, nie czuje sie, jakby mial na czole napis “bogaty
bialas” – tak mozna podrozowac :) Wieczorem jednak.. Idac ulica, usmiecha sie
do mnie ladna dziewczyna. Umiecham sie do niej rowniez – ta podchodzi do mnie,
i oferuje atrakcyjne spedzenie wieczoru za jedyne 30 $ - do negocjacji.. Ech – “klatwa Azji” trwa… Nic to – udaje sie spac – z samego rana czeka
mnie podroz na “moja” wyspe. Obawiam sie tylko tego, zeby nie bylo na niej
tloczno… Nastepnego dnia odkrywam, ze w jakis tajemniczy sposob nazwe wispy “Caqalai”
czyta sie jako “Dangalaj” – coz… Nic
dziwnego ze do tej pory nikt nie byl w stanie zrozumiec, gdzie sie udaje
: ) Lapie taksowke do miejsca, skad odebrac ma mnie lodz, ktora poplyniemy
prosto na Wyspe. W trakcie drogi taksowkarz raczy mnie opowiesciami o
zarlaczach bialych atakujacych ludzi, I potrafiacych podplynac i zaatakowac
nawet wtedy, gdy stoisz po pas w wodzie… Dowiaduje sie, ze jesli bede plywal, i
poczuje silny zapach ryby, to jest zle. Raczy mnie tez opowiescia o ostatnim
udokumentowanym przypadku ludozerstwa, ktory zdarzyl sie w 1980 r (!). Oznacza
to, ze ludozercy wciaz zyja na Fidzi… Po 30 minutach jazdy jestem szczesliwy,
ze podroz dobiegla konca, bo pan kierowca, choc mily – wpedza mnie jednak w
delikatna paranoje – rekiny, ludozercy.. Nie ma jednak czasu roztrzasac zaslyszanych
informacji (znajde na to czas, za kazdym razem kiedy wchodzic bede do
wody – przez pierwsze 3 dni… Nie lubie pana taksowkarza!). Na totalnie opuszczonej i zarosnietej
przystani czeka na mnie dwoch wielkich facetow, z czego obydwaj sa grzeczni,
ale traktuja mnie z rezerwa. Czestuja mnie rumem z woda kokosowa w puszce
(straszliwie mocne, ale dobre), i pytaja, czy chce kupic cos ze sklepu, bo to
ostatnia szansa – na naszej wyspie nie ma takich luksusow : ) Mysle o kilku
piwkach (ktore finalnie rozdam – przez szamanski napoj zwany Kava, ale o tym za
chwile). Supermarket fidzyjski calkiem europejski – choc zatrzesienia
towarow nie stwierdzilem : ) Po zakupach wskakujemy na lodz, ktora jakies
20 minut plyniemy przez blotnista rzeke zagubiona gdzies w lesie deszczowym, by
nagle wyplynac na morze, skad czekalo nas nastepne 40 min w huku silnika motorowki.
Przez ten czas spozywamy szklaneczke za szklaneczka rumu z woda kokosowa – po pol
godzinie zaczynam martwic sie o sternika : ) W koncu jest!
W oddali widze
wysepke naszpikowana palmami I otoczona
jasnym piaskiem wybrzeza… Wlasnie po
takie widoki pchalem sie tutaj – na absolutny koniec swiata. Jestem tak
oczarowany, ze chwilowo zapominam nawet o rekinach i ludziach spozywajacych
ludzi wlasnie. Powoli dobijamy na plaze, na ktorej kotluja sie juz dwa radosnie
wywijajace ogonami psy – Saay i Mara. Przez caly pobyt byly moimi najlepszymi
kumplami I dostawcami wszelkiej masci
krabow, pracowicie wykopywanych z piasku : ) Poznaje szefa wyspy – Matthew, a
takze jego zone, i Lise – dziewczyne ktora odpowiedzialna za gotowanie. Wszyscy oni pochodza z pobliskiej
wyspy –Moturiki, na ktorej nie ma nic, oprocz regularnych dziesieciu wiosek fidzyjskich.
Pytam moich przemilych gospodarzy, ilu ludzi jest na wyspie wraz ze mna, i
otrzymuje odpowiedz ze… Przez najblizsze 2 dni bede na wyspie zupelnie SAM –
tylko z dwoma psami… Otwieram szeroko buzie, I pytam: jak to?? Sam, na calej
wyspie, gdzies na Pacyfiku? “Tak dokladnie – cala wyspa jest dla Ciebie. Raz
dziennie bedzie przyplywala Lisa z jedzeniem na caly dzien, a za 3 dni wrocimy
na wyspe, przygotowywac sie na przyjazd
kilku ludzi wiecej, I sprobujesz ceremonii picia kavy” – oto jaka odpowiedz
dostalem. Pokazali mi moja fidzyjska chate kryta strzecha – bure, i… odplyneli.
Wyspa byla moja. Lazurowe morze, piekne plaze, dzungla w srodku wyspy, masa
palm kokosowych – wszystko moje, i tylko
moje. Kto potrzebuje ubran?! Wspinanie sie na palmy, snorkeling w morzu, gdzie
najpiekniejsza rafa koralowa na swiecie (nurkowie mowia, ze w niczym nie ustepuje tej australijskiej)
zaczyna sie… 2 kroki od brzegu. Wchodzisz po kostki do wody – robisz dwa duze
kroki, wkladasz glowe pod wode, i… Czujesz sie jak w gigantycznym I przebogatym
akwarium. Tysiace ryb, zolwi morskich, wezy wodnych, ognisko wieczorem na
plazy, polowanie na kraby, beznadziejna walka z kokosami…. Cala wyspe okrazyc
mozna w ok 25 minut. Na ziemi, zamiast
smieci, leza przepiekne, rozowe kwiaty spadajace prosto z drzew. Ochota na cos slodkiego? Nie – nie ma sklepu
ze snickersami. Sa za to dojrzale juz ananasy (trzeba tylko zerwac I okroic),
zatrzesienie mango, kokosow i bananow…
A to moj apartament :))) Najlepszy na swiecie
Co rano prysznic pod palma i golym, chabrowym
niebem. Mimo pokaleczonych o kore
palmowa stop – Fidzi jest dla mnie ksiazkowa definicja raju. W tym
miejscu natura sama pcha sie do garnka… Siedze w nocy przy ognisku,
zastanawiajac sie, co jeszcze zostalo mi z zapasow do nastepnego ranka.. Nagle
czuje ruch piasku pod moja reka, a 2 sekundy pozniej trzymam juz ogomnego kraba…
Tak, jestem potworem – a krab
skonczyl na ogniu : ) Kocham Fidzi… Bylo
mi autentycznie przykro, kiedy po dwoch dniach zjawili sie Fidzyjczycy, ale pomyslalem sobie : “czas poznac ludzi, Ty
dizkusie! “ : ) Uwierzcie albo nie, ale w ciagu nastepnego tygodnia, kiedy
mieszkalem na wyspie z kilkoma rodzinami fidzyjskimi – bylismy ze soba zzyci
jak rodzina… Serdecznosc tych ludzi mozna porownywac tylko i wylacznie z
Indonezja - cos niesamowitego.
Absolutnie rozumiem, dlaczego ten rejon swiata okresla sie Wyspami Szczesliwymi
: )
Co sprzyjalo
takiemu zzyciu sie? Odpowiedz jest prosta – Kava. Nie – nie kawa : ) Kava to
narodowy i tradycyjny napoj Fidzi. Bez niego nie obedzie sie zaden wspolnie
spedzany wieczor, uroczystosc, celebracje, zwykla posiadowka… Bylem bardzo
podekscytowany faktem, ze bedzie mi dane sprobowac kavy w wersji oryginalnej i
lokalnej, a nie w tej przygotowywanej dla turystow w luksusowych resortach.
Nasluchalem sie bowiem o cudownych wlasciwosciach tego napoju z programow Cejrowskiego
; ) Czym jest kava, i jak dziala? (Nie martwicie sie, nie nastapi tu wyklad o
tym, co “byc powinno”, napisze za to “jak bylo” ). Otoz codziennie okolo
godziny 17, cala wyspa rozbrzmiewala odglosem rytmicznych uderzen… Co to bylo?
To kava! Tak bowiem nazywa sie roslina – pieprz. Do produkcji tego magicznego
napoju uzywane sa tylko i wylacznie korzenie tej rosliny. Sa one doprowadzane
do postaci proszku – stad te halasy. Gdy przychodzi wieczor, wyciagana jest
wielka drewniana misa, stawiana na stole, wokol ktorego zbieraja sie ludzie (w
tym przypadku, lokalsi i ja). Sproszkowane korzenie wsypywane sa do lnianego
woreczka, ktory mietoszony i wyciskany jest w misie wypelnionej woda.
W taki
sposob wydobywa sie ekstrakt ze wspomnianych korzeni, a uzyskuje blotnista w
wygladzie ciecz – oto kava. Mistrz ceremonii wyjmuje mala miseczke zrobiona z
kokosa, ktora czerpie z misy, podajac ja
danej osobie. Pijacy winien klasnac w
rece, zakrzyknac “Bula!”, i przechylic jednym haustem podana miseczke. Tyle
teorii. Praktyka? Taka sama, tyle ze…
Nasluchalem sie tylu sprzecznych opowiesci – na jednych kava nie
zadzialala w ogole, inni twierdza, ze powinna miec dzialanie wybitnie
relaksujace, ale oni tego nie sprawdzili… Coz… Pierwsza czarka.. Smak –
blotnisty, lekko korzenny – ale bardzo egzotyczny, ciekawy – nieodstreczajacy. Czarka
druga – czuje delikatne dretwienie jezyka…
Atmosfera jest bardzo spokojna, rodzinna . Wszyscy mowia po angielsku,
totez czuje sie swobodnie. Jako ze Fidzyjczycy zyja w raju, ale wszedzie jest daleko – maja w sobie nieposkromiona ciekawosc swiata. Wypytuja mnie o rodzine,
o prace, o zycie w Europie; Kobiety pytaja czy wszyscy faceci w Polsce
wygladaja jak ja :D Opowiadamy zarty, rozmawiamy na naprawde nieskonczona ilosc
tematow – od zycia codziennego, po religie i filozofie zyciowa… Czestowany
jestem sulu – oryginalne, suszone liscie tytoniu zawiniete w cieniutkie i
dlugie skrety z gazety (Fiji Times). Godziny plyna, miseczki kavy rowniez… Po okolo 10 (a moze 15 – uwierzcie, liczyc
jest niemozliwoscia) czarce czuje, jak rozluznia mi sie jezyk, cialo, i mysli.
Kava dziala rowniez moczopednie – Fidzyjczycy twierdza, ze przez to oczyszcza organizm.
Z kazda kolejna czarka czuje, jak spowalniaja mi sie czynnosci zyciowe –
zdolnosci motoryczne, moj umysl zas wtula sie w milutka “poduszke”, z ktorej
wcale nie chce wychodzic, bo mu dobrze :)
W zaden sposob jednak nie nastepuje otepienie. W pewnym momencie przygladam sie uwazniej mym rozmowcom, i
zauwazam, ze kava “dopadla” wszystkich. Jest godzina 1 w nocy, slychac szum
palm na wietrze, ktos przynosi gitare – zaczynaja sie fidzyjskie piesni,
przeplatane utworami Marley´a (kochaja Go tutaj). Jestem urzeczony. Rozstajemy
sie wraz z pierwszymi porannymi skrzekami papug o 3 nad ranem. Z lekko
zaburzona rownowaga docieram do swej chatki, I ledwo przykladam glowe do
poduszki – spie juz snem sprawiedliwego… Cierpisz na bezsennosc – przyjedz na
Fidzi – gwarantuje wyleczenie : ) Za dnia eksploracja wyspy, plazowanie,
nurkowanie, konwersacje z moimi Fidzyjczykami. 3 razy dziennie slysze, jak Lisa
dmie w wielka muszle, wzywajac mnie i innych, rozproszonych po wyspie ludzi na
posilek. Juz od godzin wczesnopopoludniowych wszyscy upewniaja sie, czy dzisiaj
tez przyjde na “kava session” – jakze moglbym odmowic?! Nikt nie traktuje mnie
jak turyste – jestem, jak wyrazil sie jeden z nich “swoj, tylko nie z Fiji” :) Nawet moj milczacy kierowca pokazuje ludzka
twarz – okazuje sie artysta, malujacym tradycyjne fidzyjskie malowidla farbami
na bazie oleju kokosowego. W jego “Coconut studio” w drewnianej chatce na plazy
spedzam ladnych kilka godzin.. Nie zamienilbym tego wszystkiego nawet na rok
pobytu w najbardziej luksusowym hotelu na swiecie. Caqalai to hotel milliard gwiazdkowy
: ) Kiedy nadchodzi dzien rozstania – jest mi autentycznie przykro, ze musze
stad jechac dalej. Wcale nie mysle o tym, ze nastepny przystanek to Los Angeles
i Jamajka, ze tez bedzie fajnie. Jest mi smutno, ze musze opuscic to rajskie
miejsce I ludzi, ktorzy okazali mi tyle serdecznosci, bezinteresownosci, i
swojej niesamowitej, usmiechnietej kultury Wysp Szczesliwych. Machali
na pozegnanie do momentu, kiedy znikneli mi z horyzontu… Ile trzeba za to zaplacic w resortach turystycznych?