czwartek, 7 lutego 2013

Wietnam – „trudny”, zagadkowy kraj


Zapewne część z Was zada pytanie – skąd taki tytuł? Już spieszę z wyjaśnieniami. Mówi się, że jak na pierwsze odwiedziny Azji, za wszelką cenę należy unikać  Indii, jako piekła na ziemi – o Wietnamie ani słowa. A tymczasem… Indie to bułeczka z masłem! Żeby nie było zbyt słodko (do zachwytów przejdę później J ). Prawie nikt w tym kraju nie mówi po angielsku – najlepsze w tej kwestii są Panie w biurach podróży – zawsze sklecą kilka słów, które w połączeniu z osobistą dedukcją i sporym wysiłkiem umysłowym mogą przynieść jakiekolwiek rozwiązanie zagadki. Może, ale nie musi. Inne języki? Owszem – całkiem popularny jest chiński. Zakładając jednak optymistyczną wersję: znaleźliśmy jakiegoś poliglotę. I co? I za cholerę go nie rozumiemy : ) Okazuje się bowiem, że Wietnamczycy nie wymawiają literki „s” („po ofis” występuje  jako „post office”  etc… a spróbujcie zrozumieć, jak proszą Was o paSSport! ), podwójne spółgłoski zaś rozdzielane są sztucznie samogłoską. Jednym słowem – lingwistyczny koszmar i koniec świata : ) Idąc dalej „trudnym” tropem – mieszkańcy tego kraju (z nielicznymi wyjątkami, oczywiście) chcą Was za wszelką cenę ograbić i naciągnąć. Nie ma targowania z ulicznymi moto-taksówkarzami! Nie podoba się cena? Idź sobie z buta – a i krzykną dalej do kolegów, coby również Was nie brali. Nie zaobserwowałem również takiego zjawiska jak dobra wola, aby coś wytłumaczyć. Kilka dni temu kupowałem bilet autobusowy – po dokonanej transakcji zapytałem Pana, jak znaleźć autobus, wśród setek (wcale nie przesadzam) busów kręcących się po sajgońskiej stacji. Pan na mnie spojrzał, jego kolega też, i… zwrócili mi pieniądze za bilet, pokazując okienko dalej (innej firmy przewozowej). Woleli nie zarobić, niż zmusić się choć do kilku gestów, bądź napisania numeru tablicy rejestracyjnej etc.  Generalnie 80% autochtonów przemawia do mnie po wietnamsku, dlatego zdecydowałem się przemawiać do nich po polsku – i tak sobie konwersujemy : ) Zawsze wiem, ile mam zapłacić (pokazują odpowiednie banknoty, jakie mam im wręczyć), wskazuję rączką co chcę do jedzenia – od wielkiego dzwonu ktoś zaszokuje mnie kilkoma słowami po angielsku, a wtedy to już w ogóle z górki. Obawiam się że komunikacyjnie zdziczeje w tym kraju, i doznam głębokiego szoku, kiedy dajmy na to  Taj bądź Laotańczyk przemówi do mnie płynną angielszczyzną. Jest jeszcze jeden powód, dla którego zdecydowałem się określić Wietnam przymiotnikiem „trudny”.  Człowiek zdany jest całkowicie na siebie, jeśli idzie o znalezienie czegokolwiek. Nie znajdziesz? Nie pojedziesz/nie zjesz/nie zobaczysz. Zapomnij o pytaniu o drogę – albo Ci nie odpowiedzą, albo zażądają horrendalnych pieniędzy za podwózkę. Na wspomnianym wyżej dworcu stałem 5 m od busa którego poszukiwałem, a gdy zapytałem się jednego z Panów jak go znaleźć, wciskał mi, że autobus o takim numerze w ogóle nie istnieje, a on zawiezie mnie tam gdzie potrzebuję za jedyne 20$ : ) Kiedy w końcu dojrzałem swój upragniony wehikuł, z szerokim uśmiechem spojrzałem na niedoszłego mego kierowcę, a on rozłożył ręce, również się uśmiechnął, i pognał w siną dal na swojej hondzie. Zakończę me małe marudzonko (od czasu do czasu każdy może: p) jednym detalem, który jednak potrafi znękać. Idę ulicą – długo. Jestem głodny – bardzo głodny. Na ulicy (dość dużej) i w jej okolicach nie ma najmniejszego stoiska z jakimkolwiek jedzeniem – pustynia. Wszędzie widzę jednak przemykająch od zaplecza do zaplecza sklepików Wietnamczyków, dzierżących a to zupki, a to sajgonki… Pytam kilku ludzi o jedzenie (słowami, gestami) – i rozbijam się o rozłożenie rąk, uśmiech, i słowo „no”.  Gdy na skraju wyczerpania (plecak w 40 stopniach wydaje się nie ważyć nie 12, a 30 kg) znajduję w końcu stoisko z żarłem, spotkana tam Pani ugaszcza mnie za 4 zł tak, że najchętniej rozbiłbym namiot obok jej garkuchni – niebo w gębie!  Sajgonki (które moooże w 5 % przypominają w smaku te nasze), ryżowy makaron z cielęcymi paskami w liściach miętowych i zalewie z mleczka kokosowego, okraszonych prażonymi warzywami o których nie mam bladego pojęcia. Zupa warzywna na wywarze z psa, ale o tym później…  Do tego wszystkiego dochodzą atakujące człowieka absolutnie wszędzie najdziwniejsze zapachy – niektóre baardzo przyjemne, inne prowokujące odruch wymiotny. Daję absolutną gwarancję, że 99% ludzi spoza Azji nie ma najmniejszych szans na rozpoznanie choćby 1/3 z nich.  W takich momentach uświadamiam sobie, że jestem w Dalekiej Azji, i jest tyle rzeczy wokół mnie, o których nie mam bladego pojęcia…




Zbierając impresji kilka z Wietnamu, nie mogę zapomnieć o sprzedawcach podróżujących autobusami miejskimi. Za 60 groszy można pojeździć po mieście, i przeżyć niezapomniane show, przy którym Mango Gdynia to dziecięca igraszka. Panowie i panie z przepastnych worków wyciągają: koszule, spodnie, noże, krajalnice, latarki, zapałki, biżuterię, los na loterię a nawet futra(!) . Oddałbym wiele, żeby zrozumieć cokolwiek z wykrzykiwanych prezentacji towaru, który następnie dosłownie rozrzucany jest po całym autobusie (a nuż się ktoś skusi?). Absolutne mistrzostwo świata należy się Panu, który na moich niedowierzających oczach przywiązał sprzedawane srebrne łańcuszki do metalowych uchwytów w autobusie, oblał je czymś benzynopodobnym, i podpalił, osmalając dach autobusu…. Zapewne chciał ukazać wytrzymałość swego towaru na ogień : ) Wszystko to dzieje się w obezwładniającym upale, i  wszechobecnym pocie. Ciało szuka i wychwytuje najlżejszy nawet podmuch wiatru bądź jakichkolwiek śladów wentylacji w środkach komunikacji miejskiej. Gotów jestem do największych niewygód, byle tylko poczuć „ boski powiew”, jak mówią Japończycy, i Wietnamczycy zresztą też : ) Na Południu jakąkolwiek ulgę jeśli chodzi o temperaturę odczuwa się grubo po północy – a do tego czasu… Cóż – jest ciepło.
Odczuwam tu swego rodzaju ulgę,po spędzeniu miesiąca w Indiach. Mianowicie – ludzie nie gapią sięrównie uparcie co na Subkontynencie Indyjskim. Generalnie jeśli chodzi o czynnik ludzki – jest inaczej. Wietnamczycy są czystsi, bardziej delikatni (jeśli tylko można, zgrabnie się wymijają – w Indiach zaś… Dopchać się na dworcu do okienka z napisem „Information” to istny wyczyn wrestlingowy). Poczułem również ulgę dla uszu spowodowaną znacznym spadkiem intensywności trąbienia ulicznego.  Mieszkańcy Sajgonu w ogóle nie zwracają uwagi na białego człowieka (poza paniami oferującymi masaż, i taksówkarzami).  Inaczej jednak sytuacja przedstawia się na prowincji. Gdy dojechałem do Delty Mekongu ( sielskie obrazki, pływające targi i leniwa atmosfera), zaraz przypomniały mi się stare dobre indyjskie czasy… W jednym momencie stałem się główną atrakcją – dorośli intensywnie się we mnie wpatrują, dzieci krzyczą „hello!”, a poza tym… Nikt się mną nie interesuje – żadne taxi, żadne rejsy, żadne masaże. Życie płynie leniwie swym codziennym torem, ja jestem jedynie nowym, choć nie nie znaczącym jego elementem. 


Hamak, ananasy pod ręką, i leniwie toczący się dopływ Mekongu...





Darmowe spa-rybki nad wodospadem.. Martwy naskórku - żegnaj!

W Delcie Mekongu właśnie spotkała mnie mała kulinarna przygoda… Zamówiłem zupę warzywną z mięsem i makaronem ryżowym. Dostałem, zjadłem aż się uszy zatrzęsły – pycha! Przychodzi do płacenia, gdy Pani spod blatu wyciąga okrwawiony jeszcze korpus psa i z szerokim uśmiechem pyta: „good?”. Wiecie co jest najbardziej przerażające? Tak jak osobiście jestem przeciwnikiem jedzenia psów, skłamałbym, gdybym odpowiedział jej, że „not good”…
Nasuwa mi się jeszcze pytanie zagadka. Czy ktoś z Was wie, dlaczego rząd Wietnamu ukrywa położenie prawdziwych tuneli używanych przez armię Vietcongu, i pozwala na zwiedzanie tylko replik? Nie wiem czy ktoś w ogóle o tym fakcie wie, bo np. ja dowiedziałem się tego dopiero na miejscu – w Wietnamie…
Kończąc tych pierwszych impresji kilka z Komunistycznego Raju (tak chyba muszę ten kraj określić), obiecuję w notce przyszłej słów kilka o wietnamskim komunizmie właśnie, tajemniczym święcie Tet, ruchu ulicznym  i Morzu Południowochińskim.

3 komentarze:

  1. pewnie te te tunele sa wciaz aktywne hahah albo zabezpieczone i czekaja w gotowosci do nastepnej wojny ;d ale artykul fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie tylko nie zupa z psa błagam :D , spoko artykuł czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Konsumpcja nastapila nieswiadomie - jedynie to mam na swoje usprawiedliwienie : p a z tymi tunelami to dziwna sprawa - nikt nic nie wie

    OdpowiedzUsuń