piątek, 1 lutego 2013

Varanasi, święte Varanasi

Ostatni punkt na mapie wyprawy do Indii. Bardzo cieszyłem się z tego, że kończę swój pierwszy "zwiad" po Indiach w mieście, które założył sam Śiva (bodajże najważniejszy bóg Hinduizmu, a jeśli się mylę, proszę mnie poprawić), i o którym marzy każdy oddany swej religii Hindus. Marzy nie o tym, żeby się tam przeprowadzić i żyć, ale żeby umrzeć, i zostać spalonym właśnie tam, nad świętą rzeką Ganges. Jak wygląda teoria? Całkiem interesująco, choć praktyka jak zwykle okazuje się o niebo ciekawsza, ale o tym za chwilę.
Miasto jest jak na standardy indyjskie całkiem przeciętnie zaludnione - "jedyne" 3 miliony ludzi. O panującym wszędzie tłoku wspominać już nie będę, coby nie stać się nudnym i powtarzalnym :) Samo miejsce związane jest nie tylko z Hinduizmem, okazuje się bowiem, że w okolicach Varanasi pierwsze swe kazanie wygłosił sam Budda. Święte Miasto to przede wszystkim nie mniej święty Ganges, w którym już od świtu pielgrzymi z całych Indii odbywają oczyszczające(?!) kąpiele we wspomnianej rzece, co wygląda mniej więcej tak:
Hops! 






Ludzie modlą się nad rzeką/do rzeki. Z prądem Gangesu płynie mnóstwo świeczek umieszczonych na małych miseczkach uplecionych z liści, w towarzystwie żółtych kwiatów - wraz z nimi płyną modlitwy, życzenia... Sam skusiłem się na jedną - zobaczymy co z tych moich życzeń wyjdzie - nie jestem tylko pewien, czy można mówić o nich publicznie, więc lepiej zmilczę, bo inaczej się nie spełnią :)  
Ciągnąc temat rzeki... To dość niesamowita sprawa i przedziwne historie, opowiedziane mi z ust nie tylko indyjskich, ale i cudzoziemskich. Jedną z nich jest "przygoda" turystek z Japonii - jedna z nich pierwszego dnia pobytu w Varanasi była śmiertelnie przerażona Gangesem (o tym, że jest to jedna z  najbrudniejszych rzek świata wspominać chyba nie muszę). Drugiego zaś dnia... Przepłynęła na drugą jego stronę. Jej towarzyszka przeżyła stan przedzawałowy, ale gdy po dwóch dniach zobaczyła, że nic dziewczynie nie jest, zdecydowała że choć symbolicznie zanurzy głowę w Rzece. Po godzinie straciła przytomność, po czterech zaś stwierdzono zgon z powodu ogólnego zatrucia organizmu. Jak widać Ganges nie dla wszystkich jest równie święty i łaskawy... 

Nowy Dzień wstaje...
Ganges to także miejsce biznesu - nudno podczas rejsu? Może jakiś teleturniej w TV? No problem my friend! 



Pisząc o Varanasi, nie wypada pominąć kwesti Gathów, czyli schodów prowadzących do samej Rzeki. To najbardziej kolorowe i tętniące życiem  miejsce jakie widziałem. Praczki, żebracy, pielgrzymi, asceci, rodziny, matki karmiące dzieci, sprzedawcy, turyści, dzieciaki puszczające latawce (uwaga na niewidzialne żyłki!) - kogo tam nie ma...


Zrobiliśmy z Magdą mały eksperyment, i policzyliśmy że podczas jednego spaceru Gathami właśnie, ośmiokrotnie zostały nam zaproponowane różnego rodzaju narkotyki od dilerów chyba żywcem wyjętych z gangsterskich filmów made in USA lat 80tych. Cóż... "this is Shiva place, my friend, U have to relax, enjoy and meditate" :) Idąc dalej... A tak właściwie od samego początku - MASA krów - świętych oczywiście. Czasami trzeba było się przeciskać w wąskiej uliczce z  sercem w gardle, bo bydle duże, uparte, i łypie na Ciebie spod oka (w tym miejscu pozdrawiam Magdę :P) . Kogo jeszcze na Gathach widziałem? Małpy, owce, kozy, osła, koguty, kaczki,psy... A wszyscy żyją w świętej symbiozie i recyklingu (biali ludzi z reguły wchodzą we wszelkiej maści odchody zwierzęce walające się dosłownie wszędzie - Hindusi lepią z nich małe placki, które służą jako opał).
Kontynuuje spacer wzdłuż Gangesu, nagle nozdrza moje uderza charakterystyczny, słodko-mdławy zapach, unoszący się z dymem... Namierzam źródło odoru, i zdaję sobie sprawę, że dochodzę do początku i końca wszelkich rzeczy, czyli do stosów całopalnych nad samą rzeką. Początkowo mam zamiar zrobić choć dwa zdjęcia, jednak człowiek pracujący jako dostawca drewna na stosy gdzie palą się ludzie mówi mi, że przyniesie mi to pecha i złą karmę, a poza tym kto chciałby mieć zdjęcia palących się ciał... Jego argumenty do mnie przemawiają, chowam więc aparat, i patrzę, choć czuję się co najmniej wstrząśnięty, żeby nie użyć mocniejszych słów. I znów teoria i praktyka... Teoria w telegraficznym skrócie mówi o tym, że zostać spalonym w Varanasi nad Gangesem, znaczy uwolnić duszę od wędrówki, osiągnąć Nirvanę. To marzenie każdego Hindusa - bardzo drogie marzenie (koszt drewna, zakupu ognia, który według podań pali się nieprzerwanie od 3000 lat, oraz samej ceremonii rodzinnej, trwającej 13 dni). Oszczędzę opisu samego pogrzebu - kto ciekaw, wszystkie informacje znajdzie w sieci. Zwłoki palą się ok 3 do 4 godzin, po czym uderzeniem kijem w czaszkę dusza uwalniana jest ku Wieczności.Ciała owinięte w całun znoszone są na noszach z całego miasta, w nagle sformowanych na ulicy procesjach, zmierzających szybkim krokiem nad Ganges. Widok nadpalonych, spalonych ciał, oraz płynących Rzeką części ciał (tak, zdarzyło mi się zobaczyć) pozostanie w pamięci zapewne do końca życia. Wokół "burning ghat" zbudowane są trzy hospicja, z pięknym widokiem na stosy, w których ludzie czekają na śmierć, i koniec ich wędrówki... Turyści mogą przystanąć tam na około 10-15 minut, aby przyjrzeć się ceremonii, a następnie w mniej lub bardziej zdecydowany sposób są wypraszani precz, ze względu na szacunek dla rodziny zmarłego. Wyobrażacie sobie podniosłą atmosferę pogrzebu, tak jak dzieje się to w Europie? Nic z tego. Na przestrzeni nie większej niż 10 metrów jest stos z palącym się ciałem, otoczony ludźmi (wcale nie jestem pewien, czy wszyscy z nich to rodzina), niedotykalnymi donoszącymi drewno i poprawiającymi ciało (czasem coś odpadnie). Zaraz obok kobiety piorą swoje rzeczy w rzece, dzieci biegają z latawcami i innymi zabawkami, przechadzają się krowy i kozy, co jakiś czas próbujący skubnąć coś ze stosu, a nad moimi uszami dźwięczy głos jakiegoś sprzedawcy: "tea? coke? take something to drink". Oddalam się pospiesznie, przeciskając się przez natarczywe tłumy żebraków, w stronę hinduskiej mszy nad Gangesem, a w głowie tyle myśli...
Varanasi, święte Varanasi


5 komentarzy:

  1. nie ladne jest to tlo niebieskie, nie pasuje do calej strony

    OdpowiedzUsuń
  2. o fuuuuuuuuuu jaka ta rzeka musi byc brudna! btw- biedne japonskie turystki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. odrazu lepiej

    OdpowiedzUsuń
  4. A prosze bardzo - wszelkie sugestie beda wysluchiwane. A japonskie turystki.. Ganges bywa srednio laskawy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. szkoda ze tylko czasami sa one wysluchiwane.

    OdpowiedzUsuń