niedziela, 30 czerwca 2013

Fiji Islands - szamanska kava, ludzie, i Raj Totalny

Wyspy Fidzi… Dla wielu ludzi – synonim konca swiata, i raju pod palmami, za ktory placi sie wielkie pieniadze. Koniec swiata – zgoda – z Europy dalej juz poleciec nie mozna. Raj – o tym za chwile – ale… Nawet z poziomu zimnej Polski – gdy pomysle o Fidzi, robi sie cieplej, i jakos tak jasniej, nawet w najbardziej pochmurny dzien J Tylko te wielkie pieniadze…  99% turystow, ktorzy odwiedzaja Fidzi, udaje sie do niesamowitego skupiska kurortow i  pieciogwiazdkowych hoteli, znajdujacych sie wyspach Yasawa. Tam krecone byly takie filmy jak Blekitna Laguna, Bunt na Bounty, Cast Away etc etc. Ceny za noc siegaja wielu tysiecy dolarow. Kogo na to stac? No wlasnie – nie mnie. Chce przyleciec na Fidzi, I dziennie wydawac nie wiecej niz 40 $. Niemozliwe? Mozliwe! Jest w koncu ponad 300 wysp do wyboru… Niskobudzetowosc okazala sie w tym wypadku kluczem do jednych z najpiekniejszych dni, jakie kiedykolwiek spedzilem…  W trakcie poszukiwan pod tytulem : “jak tanio ugryzc Raj” trafiam na “backpackerska” wysepke o nazwie Caqalai. Nalezy ona do Kosciola Metodystow, I pracuje na niej kilku miejscowych ludzi, zapewniajacy gosciom biezaca wode, 3 posilki dziennie, mieszkanie  w tradycyjnych fidzyjskich chatach, prysznice oraz toalety pod palmami. Snorkelling i bajeczne plaze w cenie.  Wszystko to za 34 $ dziennie.  Bzmi jak cos dla mnie, i nie namyslajac sie dlugo, postanawiam tam dotrzec. Laduje w miescie Nadi, na zachodzie  glownej wyspy, dotrzec zas musze najpierw do stolicy – Suvy, znajdujacej sie po drugiej stronie “mainland”, gdzie spedze jeden dzien,  zeby rozejrzec sie, jak wyglada najwieksze miasto Fidzi. Nic nie jest jednak takie proste! Slyszalem legendy o tzw “Fiji time”. Znaczy to tyle, ze mozna zapomniec o europejskim pojmowaniu czasu  – Fidzyjczykom nigdzie i po nic sie nie spieszy, a wszelkie proby naciskania na nich sa odbierane jako grubianstwo I brak dobrego wychowania. I co? I juz w samolocie jest mi dane odczuc na wlasnej skorze definicje Fiji Time : ) Zaraz po tym jak totalnie zachwycam sie gorzystym (bardzo!) Fiji z lotu ptaka, i niesamowicie blekitnymi lagunami, samolot laduje, i… Dociera do nas informacja, ze sa problemy z otwarciem drzwi, ale zeby nie przejmowac tym faktem, bo doslownie za 10 minut bedzie po problemie. W miedzyczasie zas.. prosi sie nas o “enjoy the Fiji time” : ) Coz.. po ponad 20 godzinach lotu z Bali i Hong Kongu , postanawiam zamowic jedno piwo… Drugie… Fiji time trwa : ) Po poltorej godziny i trzech piwach zmieszanych ze straszliwym jet lagiem, w znakomitym nastroju czynie pierwszy krok na Ziemii Obiecanej : ) Co za ulga po piekielnych mekach azjatyckich! Kimat jest wrecz stworzony dla czlowieka – nie za goraco, nie za chlodno… 28 stopni przez caly rok, i delikatna bryza w pakiecie. Wow! Czekaja mnie 4 godziny w autobuie, w drodze do stolicy… Pierwsze wrazenia? Nie. Wcale nie powalajaco slodkie. Kobiety i dzieci sa bardzo bardzo mile – usmiechaja sie, dzieci wpatruja sie we mnie jak w najciekawszy obiekt pod sloncem. Gorzej z mezczyznami. Nie robia mi zadnej krzywdy,  nie wpatruja sie, ale… W pierwszych godzinach czuje wrecz paralizujacy respekt w stosunku do nich. Czysto fizyczny – sa bowiem ogromni, wielcy, i posiadaja rysy twarzy ktore dodaja im fizycznej grozy polinezyjskich wojownikow : ) Pierwszego wrazenia nie lagodza nawet namietnie noszone przez nich koszule w kwiaty – modowy numer jeden na Fidzi. Ze wszystkich autobusow saczy sie Reggae i wesola muzyka polinezyjska, co w polaczeniu z milionami mijanych palm kokosowych wywoluje u mnie nieschodzacy wykwit usmiechu : ) W momencie, kiedy przekonuje sie, ze nikt nie chce uzyc swej sily w stosunku do mnie (a wrecz przeciwnie – uzywaja swej sily jedynie do poklepywania mnie po plecach) – zaczynam czuc sie tutaj jak w domu. Juz wiem, ze nie bedzie latwo stad wyjechac – a nie dotarlem jeszcze nawet do swego miejsca przeznaczenia…  W Suvie mieszkam w pokoju z Tongijczykiem, Samoanczykiem i  mieszkanka Wysp Salomona – co za towarzystwo! Czuje sie jak na innej planecie – nie ma ludzi ze “standardowych” krajow. Ucieczka od rzeczywistosci… Na ulicach zasypywany jestem przez usmiechy i tradycyjne fidzyjskie powitania: “Bula”. Nie czuje sie gwiazda rocka, jak w Indiach – okazuje mi sie raczej umiarkowane, bardzo zyczliwe zainteresowanie.  Stolica Fidzi posiada duzy port, jedna glowna ulice, ogromny stadion do Rugby, i mini centrum handlowe. Mieszka tutaj ok 170 000 ludzi. Nie widac biedy i zebractwa, choc mezczyzni lubia pic alkohol – z braku pracy i zajecia. Wszystko to jednak w beztroskiej atmosferze Wysp Szczesliwych : ) Absolutnie nie czuje zagrozenia, wedlug przewodnikow – obecnego w Suvie. Czasami zastanawiam sie – czy to ja jestem dzieckiem szczescia, czy to turysci sa tak sparalizowani strachem. Generalnie luz, luz, i jeszcze raz luz. Nkt nie probuje mi niczego sprzedawac, nie czuje sie, jakby mial na czole napis “bogaty bialas” – tak mozna podrozowac :) Wieczorem jednak.. Idac ulica, usmiecha sie do mnie ladna dziewczyna. Umiecham sie do niej rowniez – ta podchodzi do mnie, i oferuje atrakcyjne spedzenie wieczoru za jedyne 30 $ - do negocjacji..  Ech – “klatwa Azji” trwa… Nic to – udaje sie spac – z samego rana czeka mnie podroz na “moja” wyspe. Obawiam sie tylko tego, zeby nie bylo na niej tloczno… Nastepnego dnia odkrywam, ze w jakis tajemniczy sposob nazwe wispy “Caqalai” czyta sie jako “Dangalaj” – coz… Nic   dziwnego ze do tej pory nikt nie byl w stanie zrozumiec, gdzie sie udaje : ) Lapie taksowke do miejsca, skad odebrac ma mnie lodz, ktora poplyniemy prosto na Wyspe. W trakcie drogi taksowkarz raczy mnie opowiesciami o zarlaczach bialych atakujacych ludzi, I potrafiacych podplynac i zaatakowac nawet wtedy, gdy stoisz po pas w wodzie… Dowiaduje sie, ze jesli bede plywal, i poczuje silny zapach ryby, to jest zle. Raczy mnie tez opowiescia o ostatnim udokumentowanym przypadku ludozerstwa, ktory zdarzyl sie w 1980 r (!). Oznacza to, ze ludozercy wciaz zyja na Fidzi… Po 30 minutach jazdy jestem szczesliwy, ze podroz dobiegla konca, bo pan kierowca, choc mily – wpedza mnie jednak w delikatna paranoje – rekiny, ludozercy..  Nie ma jednak czasu roztrzasac zaslyszanych informacji (znajde na to czas, za kazdym razem kiedy wchodzic bede do wody – przez pierwsze 3 dni… Nie lubie pana taksowkarza!).  Na totalnie opuszczonej i zarosnietej przystani czeka na mnie dwoch wielkich facetow, z czego obydwaj sa grzeczni, ale traktuja mnie z rezerwa. Czestuja mnie rumem z woda kokosowa w puszce (straszliwie mocne, ale dobre), i pytaja, czy chce kupic cos ze sklepu, bo to ostatnia szansa – na naszej wyspie nie ma takich luksusow : ) Mysle o kilku piwkach (ktore finalnie rozdam – przez szamanski napoj zwany Kava, ale o tym za chwile). Supermarket fidzyjski calkiem europejski – choc zatrzesienia towarow  nie stwierdzilem : )  Po zakupach wskakujemy na lodz, ktora jakies 20 minut plyniemy przez blotnista rzeke zagubiona gdzies w lesie deszczowym, by nagle wyplynac na morze, skad czekalo nas nastepne 40 min w huku silnika motorowki. Przez ten czas spozywamy szklaneczke za szklaneczka rumu z woda kokosowa – po pol godzinie zaczynam martwic sie o sternika : ) W koncu jest!


 W oddali widze wysepke naszpikowana palmami  I otoczona jasnym piaskiem wybrzeza…  Wlasnie po takie widoki pchalem sie tutaj – na absolutny koniec swiata. Jestem tak oczarowany, ze chwilowo zapominam nawet o rekinach i ludziach spozywajacych ludzi wlasnie. Powoli dobijamy na plaze, na ktorej kotluja sie juz dwa radosnie wywijajace ogonami psy – Saay i Mara. Przez caly pobyt byly moimi najlepszymi kumplami  I dostawcami wszelkiej masci krabow, pracowicie wykopywanych z piasku : ) Poznaje szefa wyspy – Matthew, a takze jego zone, i Lise – dziewczyne ktora odpowiedzialna  za gotowanie. Wszyscy oni pochodza z pobliskiej wyspy –Moturiki, na ktorej nie ma nic, oprocz regularnych dziesieciu wiosek fidzyjskich. Pytam moich przemilych gospodarzy, ilu ludzi jest na wyspie wraz ze mna, i otrzymuje odpowiedz ze… Przez najblizsze 2 dni bede na wyspie zupelnie SAM – tylko z dwoma psami… Otwieram szeroko buzie, I pytam: jak to?? Sam, na calej wyspie, gdzies na Pacyfiku? “Tak dokladnie – cala wyspa jest dla Ciebie. Raz dziennie bedzie przyplywala Lisa z jedzeniem na caly dzien, a za 3 dni wrocimy na wyspe, przygotowywac  sie na przyjazd kilku ludzi wiecej, I sprobujesz ceremonii picia kavy” – oto jaka odpowiedz dostalem. Pokazali mi moja fidzyjska chate kryta strzecha – bure, i… odplyneli. Wyspa byla moja. Lazurowe morze, piekne plaze, dzungla w srodku wyspy, masa palm kokosowych – wszystko moje, i  tylko moje. Kto potrzebuje ubran?! Wspinanie sie na palmy, snorkeling w morzu, gdzie najpiekniejsza rafa koralowa na swiecie (nurkowie mowia, ze  w niczym nie ustepuje tej australijskiej) zaczyna sie… 2 kroki od brzegu. Wchodzisz po kostki do wody – robisz dwa duze kroki, wkladasz glowe pod wode, i… Czujesz sie jak w gigantycznym I przebogatym akwarium. Tysiace ryb, zolwi morskich, wezy wodnych, ognisko wieczorem na plazy, polowanie na kraby, beznadziejna walka z kokosami…. Cala wyspe okrazyc mozna w ok 25 minut.  Na ziemi, zamiast smieci, leza przepiekne, rozowe kwiaty spadajace prosto z drzew.  Ochota na cos slodkiego? Nie – nie ma sklepu ze snickersami. Sa za to dojrzale juz ananasy (trzeba tylko zerwac I okroic), zatrzesienie mango, kokosow  i bananow…
 A to moj apartament :))) Najlepszy na swiecie





  Co rano prysznic pod palma i golym, chabrowym niebem. Mimo  pokaleczonych o kore palmowa stop – Fidzi jest dla mnie ksiazkowa definicja raju. W tym miejscu natura sama pcha sie do garnka… Siedze w nocy przy ognisku, zastanawiajac sie, co jeszcze zostalo mi z zapasow do nastepnego ranka.. Nagle czuje ruch piasku pod moja reka, a 2 sekundy pozniej trzymam juz ogomnego kraba… Tak, jestem potworem – a krab skonczyl na ogniu : ) Kocham Fidzi…  Bylo mi autentycznie przykro, kiedy po dwoch dniach zjawili sie Fidzyjczycy,  ale pomyslalem sobie : “czas poznac ludzi, Ty dizkusie! “ : ) Uwierzcie albo nie, ale w ciagu nastepnego tygodnia, kiedy mieszkalem na wyspie z kilkoma rodzinami fidzyjskimi – bylismy ze soba zzyci jak rodzina… Serdecznosc tych ludzi mozna porownywac tylko i wylacznie z Indonezja  - cos niesamowitego. Absolutnie rozumiem, dlaczego ten rejon swiata okresla sie Wyspami Szczesliwymi : )





Co sprzyjalo takiemu zzyciu sie? Odpowiedz jest prosta – Kava. Nie – nie kawa : ) Kava to narodowy i tradycyjny napoj Fidzi. Bez niego nie obedzie sie zaden wspolnie spedzany wieczor, uroczystosc, celebracje, zwykla posiadowka… Bylem bardzo podekscytowany faktem, ze bedzie mi dane sprobowac kavy w wersji oryginalnej i lokalnej, a nie w tej przygotowywanej dla turystow w luksusowych resortach. Nasluchalem sie bowiem o cudownych wlasciwosciach tego napoju z programow Cejrowskiego ; ) Czym jest kava, i jak dziala? (Nie martwicie sie, nie nastapi tu wyklad o tym, co “byc powinno”, napisze za to “jak bylo” ). Otoz codziennie okolo godziny 17, cala wyspa rozbrzmiewala odglosem rytmicznych uderzen… Co to bylo? To kava! Tak bowiem nazywa sie roslina – pieprz. Do produkcji tego magicznego napoju uzywane sa tylko i wylacznie korzenie tej rosliny. Sa one doprowadzane do postaci proszku – stad te halasy. Gdy przychodzi wieczor, wyciagana jest wielka drewniana misa, stawiana na stole, wokol ktorego zbieraja sie ludzie (w tym przypadku, lokalsi i ja). Sproszkowane korzenie wsypywane sa do lnianego woreczka, ktory mietoszony i wyciskany jest w misie wypelnionej woda. 

W taki sposob wydobywa sie ekstrakt ze wspomnianych korzeni, a uzyskuje blotnista w wygladzie ciecz – oto kava. Mistrz ceremonii wyjmuje mala miseczke zrobiona z kokosa, ktora czerpie z misy, podajac  ja danej osobie. Pijacy winien  klasnac w rece, zakrzyknac “Bula!”, i przechylic jednym haustem podana miseczke. Tyle teorii. Praktyka? Taka sama, tyle ze…  Nasluchalem sie tylu sprzecznych opowiesci – na jednych kava nie zadzialala w ogole, inni twierdza, ze powinna miec dzialanie wybitnie relaksujace, ale oni tego nie sprawdzili… Coz… Pierwsza czarka.. Smak – blotnisty, lekko korzenny – ale bardzo egzotyczny, ciekawy – nieodstreczajacy. Czarka druga – czuje delikatne dretwienie jezyka…  Atmosfera jest bardzo spokojna, rodzinna . Wszyscy mowia po angielsku, totez czuje sie swobodnie. Jako ze Fidzyjczycy zyja w raju, ale wszedzie jest daleko – maja w sobie nieposkromiona ciekawosc swiata. Wypytuja mnie o rodzine, o prace, o zycie w Europie; Kobiety pytaja czy wszyscy faceci w Polsce wygladaja jak ja :D Opowiadamy zarty, rozmawiamy na naprawde nieskonczona ilosc tematow – od zycia codziennego, po religie i filozofie zyciowa… Czestowany jestem sulu – oryginalne, suszone liscie tytoniu zawiniete w cieniutkie i dlugie skrety z gazety (Fiji Times).  Godziny plyna, miseczki kavy rowniez…  Po okolo 10 (a moze 15 – uwierzcie, liczyc jest niemozliwoscia) czarce czuje, jak rozluznia mi sie jezyk, cialo, i mysli. Kava dziala rowniez moczopednie – Fidzyjczycy twierdza, ze przez to oczyszcza organizm. Z kazda kolejna czarka czuje, jak spowalniaja mi sie czynnosci zyciowe – zdolnosci motoryczne, moj umysl zas wtula sie w milutka “poduszke”, z ktorej wcale nie chce wychodzic, bo mu dobrze :)  W zaden sposob jednak nie nastepuje otepienie. W pewnym momencie  przygladam sie uwazniej mym rozmowcom, i zauwazam, ze kava “dopadla” wszystkich. Jest godzina 1 w nocy, slychac szum palm na wietrze, ktos przynosi gitare – zaczynaja sie fidzyjskie piesni, przeplatane utworami Marley´a (kochaja Go tutaj). Jestem urzeczony. Rozstajemy sie wraz z pierwszymi porannymi skrzekami papug o 3 nad ranem. Z lekko zaburzona rownowaga docieram do swej chatki, I ledwo przykladam glowe do poduszki – spie juz snem sprawiedliwego… Cierpisz na bezsennosc – przyjedz na Fidzi – gwarantuje wyleczenie : ) Za dnia eksploracja wyspy, plazowanie, nurkowanie, konwersacje z moimi Fidzyjczykami. 3 razy dziennie slysze, jak Lisa dmie w wielka muszle, wzywajac mnie i innych, rozproszonych po wyspie ludzi na posilek. Juz od godzin wczesnopopoludniowych wszyscy upewniaja sie, czy dzisiaj tez przyjde na “kava session” – jakze moglbym odmowic?! Nikt nie traktuje mnie jak turyste – jestem, jak wyrazil sie jeden z nich “swoj, tylko nie z Fiji”  :) Nawet moj milczacy kierowca pokazuje ludzka twarz – okazuje sie artysta, malujacym tradycyjne fidzyjskie malowidla farbami na bazie oleju kokosowego. W jego “Coconut studio” w drewnianej chatce na plazy spedzam ladnych kilka godzin.. Nie zamienilbym tego wszystkiego nawet na rok pobytu w najbardziej luksusowym hotelu na swiecie. Caqalai to hotel milliard gwiazdkowy : ) Kiedy nadchodzi dzien rozstania – jest mi autentycznie przykro, ze musze stad jechac dalej. Wcale nie mysle o tym, ze nastepny przystanek to Los Angeles i Jamajka, ze tez bedzie fajnie. Jest mi smutno, ze musze opuscic to rajskie miejsce I ludzi, ktorzy okazali mi tyle serdecznosci, bezinteresownosci, i swojej niesamowitej, usmiechnietej kultury Wysp Szczesliwych.   Machali na pozegnanie do momentu, kiedy znikneli mi z horyzontu…  Ile trzeba za to zaplacic w resortach turystycznych? 

1 komentarz:

  1. Suena encantador... quizás algún día podre lidiar con mi eterno insomnio, seria lindo un lugar así por una temporada... :D ... por ahora soñaré con la idea...

    OdpowiedzUsuń