Mam problem z tym Krajem… Krajem? Nazwałbym go raczej Krainą
Dziwów Wszelkich. Na czym polega problem – spieszę wyjaśnić – nie mam
absolutnie żadnego pojęcia, o czym napisać, co pominąć. Najchętniej opisałabym
wszystko, ale obawiam się, że to kompletnie nie nadaje się na formę blogową.
Zatem impresji kilka, z pierwszych dwóch dni (co osobiście mnie przeraża – bo
gdzie tu do 26 dni?).
Powietrze – uderza Cię wilgotna mieszanina składająca się z
przypraw, niezliczonej ilości gotowanych na ulicy potraw, moczu oddawanego
przez ludzi gdzie popadnie, dymu z ognisk rozpalanych wprost na ulicy, i
oddechów ludzi przechodzących przed Tobą, za Tobą, obok Ciebie… wszędzie
wszędzie – o ruchu ulicznym słów kilka za chwilę zresztą, bo to jest cud, że co
najmniej połowa populacji Indii nie zginęła śmiercią tragiczną.
Ulica – Żeby od fauny
zacząć… bezdomne psy,krowy (święte, oczywiście) wygrzebujące ze śmietników co
bardziej smakowite kąski, małpy siedzące na dachach budynków i przyglądajace
się całemu zamieszaniu. Wspomniane krówki
(a raczej spore krowiszcza) potrafią zablokować ruch w sposób nagły, i
ze skutkiem natychmiastowym – niesamowicie patrzy się, jak falująca ulicy nagle
zamiera, bo w poprzek staje uparte, krowie, ale święte stworzenie, i nie ma rady – trzeba stanąć. A skoro już mowa o ruchu – o ile nie ma
betonowych przegród wyróżniających pasy ruchu (a w 90% przypadków ich brak) –
każdy jedzie jak mu się żywnie podoba – w kierunku w którym mu się żywnie
podoba. Do tego wyobraźcie sobie trąbienie dochodzące ze 100 % wehikułów
(ryksze, samochody, busy, nawet ryksze rowerowe używają dzwoneczków). Trąbi się
na okoliczność wymijania, wyprzedzania, jazdy do przodu, skręcania – trąbi się
ciągle – dosłownie. Jedna wielka kakofonia trąbienia – człowiek jest
ogłuszony, ale na jakąś dziwną, egzotyczną
modłę : ) A jak się zgłodnieje - proszę
bardzo! Omlety, ryż, kurczaki, ciasteczka, makarony, tikki, masale, czego tylko
dusza zapragnie. Wszystko to przygotowywane uroczymi brudnymi rączkami, które
przerzucają Twój dajmy na to makaron, gotujący się na żywym ogniu, w garnku
który prawdopodobniepamięta Gandhego, Gandhi za to z pewnością pamięta ostatnie
jego mycie.. Po kolejnym kliencie naczynko jest skrobane łyżeczką – kto
marnowałby czas na mycie : )
Telewizja, i… Teledyski
na MTV które ogląda się jak pełne niesamowitego kiczu filmy akcji:
Mashallah: http://www.youtube.com/watch?v=aZB5wuXGwGU , pełne indyjskich macho, od których
spojrzeń ludzie wylatują w powietrze (tak tak!), i wykonujących skoordynowane z
tancerkami i tańcerzami ruchy kopulacyjne… Plus niezapomniana ekspresja gestów,
mimiki i spojrzeń – koniecznie! Przyznam, że uzależniłem się – a początkowo
nawet popłakałem ze śmiechu - niech
schowają się wszystkie komedie nędznego kina USA : ) Nie mogę się doczekać Bombaju i Bollywood!
Magdalena krzyczy na mnie, że za długo, i wszystkich zanudzę,
dlatego skończę kilkoma migawkami jeszcze…
Ludzie się GAPIĄ – nie patrzą, obserwują, tylko GAPIĄ – długo, namiętnie
i intensywnie. Proszą nas o zrobienie sobie z nimi zdjęć, Panowie wykręcają karki za mą towarzyszką
(martwiłem się nawet dzisiaj o stan ich kręgosłupów i ryzyko zwyrodnień dysków),
stąd nadałem jej dzisiaj „Neckbreaker”, Wczoraj Dziewczyna ni z tego ni z tego
ni z owego powiedziała mi : „I’m single” . Generalnie czujemy się jak gwiazdy :
)
Żeby zakończyć pozytywnym akcentem… Wcale nie musimy uciekać przed tłumem białych
turystów, bo… po prostu ich nie ma. Czasami przez pół dnia nie zobaczymy ani
jednej nie-hinduskiej twarzy . Czy to nie piękne? Tak – pięknie przerażające –
jak wszystko, przez te pierwsze dwa dni. Nie wiem jak poradzę sobie z natłokiem wrażeń
przez kolejne 24 dni – ale obiecuję – postaram się to jakoś ogarnąć. W każdym razie – India, Incredible India - jak najbardziej : )
P.S Następny post - obiecuję opowiatkę o pociągach indyjskich, które wzbudziły w nas strach na tyle, że mamy stresa przed kolejnym wyjazdem - który za 3 godzinki : )
"krowiszcza" - te słowo na stałe zagości w moim słowniku :D. Co do tych pociągów w Indiach, to widziałam pewien reportaż na temat "upychaczy" - kolesi, którzy upychają ludzi do pociągu. Ponoć coś takiego mieli zastosować u Nas w metrze warszawskim :P. P.S. Bardzo ciekawy wpis, który się czyta z lekkością
OdpowiedzUsuńKuba dobry wpis jak na poczatek to mnie zaciekawiles tymi indiami wiec poczekam na wiecej :)P.s tylko nie szalej z tymostrym jedzieniem ;d zebys w szpitalu nie wyladowal hehehe
OdpowiedzUsuńŻądam takich relacji co kilka dni! No i uważajcie na siebie. Powodzenia :D
OdpowiedzUsuńRelacje będą pojawiać się co dni kilka - obiecuję ;p
OdpowiedzUsuń:) Me gusta.... Me cuesta un poco encontrar buenas traducciones... pero procurare leerte... :)
OdpowiedzUsuń